13 sie 2015

Namalowane



Płótno nadal było białe, nie miałem nawet pomysłu by coś namalować. Czyste kartki ze zwykłego bloku mnie skutecznie odstraszały, a pergamin, czy moje najukochańsze płótno siało w moim sercu wielką niechęć. Nie mogłem zebrać się w sobie, by coś narysować, czy namalować abstrakcję. Jakoś wszystko mnie zablokowało.
Czerwcowy dzień był pełen promieni słońca, złociste promienie przedzierały się przez zieleń liści, a błękit nieba zalewał całą powierzchnie.
Dawno nie malowałem natury. Skupiałem się bardziej na portretach, co uważałem za swoje dzieła, każde namalowane przeze mnie obrazy starałem się w jakiś sposób kochać, bo samokrytyką bym niczego nie osiągnął. Owszem, były takie dni, że ciskałem w siebie wiele wyzwisk, krytykowałem się ostro, ale ta działka była przypisana mojemu mentorowi. Potrafił powiedzieć mi, że coś mu się nie podoba, co mam zmienić, by obraz cieszył oko, a nie je kuć.
Ludzie mnie określali jako niesfornego dzieciaka. Przez to, że zatracałem się w swoim świecie, miałem swoje kręcone blond włosy w nieładzie, co niektórzy uważali za urocze. Jakoś szczególnie nie dbałem o swój wygląd – gdy gdzieś wychodziłem wciskałem się w byle jakie ubranie, a włosy tylko raz przeczesałem szczotką. Moje kosmyki i tak układały się w loki, dlatego jakoś szczególnie nie starałem się ich układać.
Malowałem odkąd pamiętam. Kochałem farby, ołówki, płótno, i to, jak potrafiłem postrzegać świat. Czasem to co mnie otaczało aż nazbyt mnie inspirowało i póki nie skończyłem, zarywałem noce.
Dlatego w ten czerwcowy dzionek siedziałem na wiklinowym krześle i na każdą okazję miałem swój szkicownik.
Ptaki.
Zmrużyłem oczy, by zobaczyć je dokładniej. Promienie częstowały mnie swoją jasnością, ale pomiędzy nimi dostrzegłem to, czego najbardziej pragnąłem.
Dwa ptaki.
Wena we mnie rozpaliła się nagle, tak, że niewiele myśląc, złapałem za atrament i szkicownik. Ruchy i ukradkowe spojrzenia były zapisane we mnie, obraz z mojej głowy przelewałem na papier, starając się otworzyć jak najdokładniej kształty i ekspresje. Nie chciałem tego zniszczyć, choć wiedziałem, że jeden niewłaściwy ruch atramentem zniszczy całą pracę.
Kochałem rysować, nawet dla siebie. Moje prace nie były jakoś szczególnie znane, po prosu były. Ważne, że ja byłem szczęśliwy.
I ja sam doszedłem do takie wniosku.
Nie robiłem tego dla innych, czy dla rozgłosu, po prostu robiłem to, co kochałem najbardziej.

**


Miniaturka. Kocham pisać tak małe rzeczy, bo są najbardziej praktyczne. Poza tym, główny bohater odnosi się do mnie, bo ja także rysuję, i wiem, jaką radochę mi to sprawia.
W każdym razie, dziękuję wszystkim którzy już tu zawitali. Oddaję wam pierwszą miniaturkę.

Obserwatorzy

Layout by Yassmine